Coco (2017): Mądrze i wesoło po bajkowemu


Kto z nas nie chciał być kiedyś Piotrusiem Panem i znaleźć się w Nibylandii? Bajkowy świat od jakiegoś czasu wciąga i dorosłych (przykład - chociażby "Shrek"). Czy jednak film animowany może poruszać tematy głębsze i trudniejsze?

Coco to najnowsza produkcja duetu Disney/Pixar. Opowiada ona historię Miguel'a, który marzy o tym by, tak jak jego idol Eduardo de la Cruz, zostać gwiazdą muzyki. Niestety jego najbliżsi nie wspierają go w tym marzeniu, a wszytsko dlatego, że muzyka jest w tej rodzinie zakazana od czasu gdy prapradziadek Miguel'a porzucił dla sławy swoją żonę Imeldę i córkę Coco (tak, tytuł filmu nie odnosi się do głównego bohatera). W dniu Día de los Muertos (meksykańskie święto zmarłych), kiedy wspomina się swoich przodków, chłopak postanawia w końcu postawić na swoim. Tym samym sprowadza na siebie klątwę, która przenosi go w zaświaty...

Film Lee Unkrich'a miał swoją premierę już jakiś czas temu, ale dopiero Złote Globy "zmusiły" mnie do seansu i zdecydowanie nie żałuje. To faktycznie jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza, animacja Pixar i wszelkie nagrody dla tego filmu są jak najbardziej uzasadnione. Świat stworzony przez magików od animacji, zarówno ten po "naszej stronie", pokazujący kolorowe i, na swój sposób, radosne święto, gdzie ludzie wspominając swoich bliskich stawiają na ołtarzykach ich zdjęcia, jak i ten "straszny", są dopracowane w 100%. Każda postać, każdy element scenografii "żyje", a wszystko to okraszone jest muzyką i piosenkami, które nie są nachalne, jak to często bywa w bajkach. Jednym słowem cudo!


Oprócz tego, że film jest wizualnie piękny, to porusza on kwestie niezbyt charakterystyczne i popularne w filmach dla dzieci czyli przemijanie i utrata bliskich. Robi to jednak w taki sposób, że widz nie czuje się w żaden sposób przytłoczony tą tematyką. Oczywiście można się spierać czy kościotrupy są odpowiednie dla najmłodszych, ale wyważenie filmu w tej kwestii powoduje, że żadne dziecko nie powinno mieć z tego powodu koszmarów (no dobra, może nie jest to film dla 3 czy 4-latków). Gdyby się tak zastanowić to Coco może być punktem wyjścia dla rodziców do poruszenia różnych trudnych kwestii, ale to tylko taka moja refleksja.  

Oczywiście, Coco nie jest filmem jedynie o kościotrupach i śmierci. W piękny sposób porusza również temat pogoni za marzeniami i roli jaką w życiu odgrywa rodzina. Jednak o realizacji celów mówi w zupełnie inny sposób niż można się spodziewać. Film pozwala widzowi zastanowić się czy warto jest porzucać wszystko tylko po to by się spełnić. Cóż, jak to w bajkach bywa wszystko jest odrobinę przewidywalne i już gdzieś na początku filmu zorientowałam się jaka jest odpowiedź na powyższe pytanie, niemniej jednak ta pozorna banalność i tak powoduje, że na chwilę wpada się w  zadumę. 


Historia Miguel'a i jego rodziny, elementy humorystyczne (bo takich tu oczywiście nie brakuje) muzyka, a nawet wnioski, które możemy wyciągnąć - wszystko to razem tworzy niesamowitą całość. Muszę przyznać, że już dawno żaden film tak mocno mnie nie wzruszył - tak, płakałam jak bóbr. Tym samym sugeruje zabranie ze sobą do kina zapasu chusteczek, bo zdecydowanie się przydadzą.

Cóż, nigdy nie próbowałam się mierzyć z recenzją filmu animowanego, zdecydowanie nie jestem specjalistą w kwestii bajek i być może z tego tekstu wyszedł jedynie pean pochwalny dla Coco, ale co z tego? Ten film na to zasługuje na każdej płaszczyźnie i polecam go zarówno małym jak i dużym, bo i jedni i drudzy znajdą w nim coś dla siebie.

P.S. Z tymi chusteczkami naprawdę nie żartuję 😉.





Tytuł: Coco

Reżyseria: Lee Unkrich

Scenariusz: Adrian Molina, Matthew Aldrich

Dubbing polski: Michał Rosiński, Maciej Stuhr, Agata Kulesza, Bartosz Opania, Marian Dziędziel, Teresa Lipowska

Premiera: 24.11.2017 (Polska)





Źródło zdjęć: imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 O FILMACH, BO LUBIĘ... , Blogger