Czwarta władza (2017): Przede wszystkim prawda

Media od dawna nazywane są czwartą władzą. Bardzo często mają realny wpływ na to co dzieje na linii rządzący-rządzeni, publikując bieżące informacje czy prowadząc długotrwale śledztwa obnażające afery wśród polityków i biznesmenów. Starcie wolności słowa mediów z polityką pokazuje nam w swoim najnowszym filmie nie kto inny, a sam Steven Spielberg.

Rok 1966, Wietnam. Daniel Ellsberg (Matthew Rhys), wojskowy analityk, zostaje wysłany na front aby opisać wojenne zmagania. Tym samym dowiaduje się, że amerykańska administracja od lat wiedziała o tym, że interwencja w Wietnamie była z góry przegrana, a sama wojna trwa tylko dlatego aby Ameryka nie straciła na wizerunku. Ellsberg postanawia upublicznić dokumenty potwierdzające te rewelacje (tzw. Pentagon Papers) rozsyłając je do mediów. W ten sposób mała, lokalna (wtedy) gazeta "The Washington Post" z właścicielką Katherine "Kay" Graham (Meryl Streep) i naczelnym Ben'em Bradlee (Tom Hanks) na czele, staje przed decyzją ujawnienia tajnych dokumentów i tym samym narażenia się władzom.

Film Czwarta władza powstał w ekspresowym tempie - zdjęcia kręcono raptem 3 miesiące, a montaż trwał jedynie 2 tygodnie. Po ukończeniu "Ready Player One" Steven Spielberg zainteresował się scenariuszem Liz Hannah i Josh'a Singer'a oraz samą historią "The Post" (skrócona nazwa gazety oraz oryginalny tytuł filmu). Reżyser trafił z tematem idealnie, zważywszy na fakt popularnych ostatnio "fake news" i roli mediów w kształtowaniu polityki. Jednak to nie jedyny aktualny aspekt Czwartej władzy. Spielberg poruszył też w produkcji kwestię kobiet, a dokładniej kobiet chcących być traktowanymi zawodowo na równi z mężczyznami. Wszakże właścicielką gazety jest kobieta, trochę zahukana, niepewna siebie, która odziedziczyła "The Washington Post" po mężu, i która za pomagających jej doradców ma samych mężczyzn. W filmie Spielberg otwarcie mówi, że w latach 60 czy 70 kobiety, mimo posiadanych praw, nadal były traktowane jako mniej zorientowane i nienadające się do prowadzenia biznesu. Czy zatem bohaterka grana przez Streep zmieni postrzeganie jej samej jako "gorszego sortu"?


Oczywiście podstawowym wątkiem filmu jest kwestia dziennikarstwa, etyki dziennikarskiej, a co za tym idzie swego rodzaju moralnych, ale również osobistych wyborów. Tutaj mamy dwie postawy - z jednej strony Kay, która zdaje sobie sprawę, że opublikowanie tajnych dokumentów może doprowadzić jej gazetę do bankructwa, a dodatkowo ją, jako osobę prywatną, może dotknąć wykluczenie społeczne. Po drugiej stronie stoi zaś Ben, który jako dziennikarz czuje się w obowiązku informować społeczeństwo o kłamstwach władz, które samo społeczeństwo wybrało. Zderzenie tych dwóch postaw prowadzi do ciekawego wyniku i zmian, które zajdą w obojgu bohaterach.

Czwarta władza stoi zdecydowanie aktorami. Spielberg do dwóch, głównych ról wybrał największe gwiazdy. Meryl Streep to jak zwykle Meryl Streep i gdyby miała zagrać żyrandol byłaby najlepszym żyrandolem na świecie. Jej Kay nie jest kobietą pewną siebie i Streep doskonale przedstawia tę cechę bohaterki grając początkowo w sposób "delikatny", ale w trakcie trwania filmu możemy zauważyć, że samoświadomość właścicielki gazety wzrasta i tak samo zmienia się gra Meryl Streep. Na drugim biegunie mamy Tom'a Hanks'a, który w roli redaktora naczelnego wypada bardzo przekonująco i szczerze. Wejście w postać wyszło Hanks'owi tak naturalnie aż ma się wrażenie, że Bradlee to Hanks. Na początku filmu oboje spotykają się na ekranie rzadko, bo ich historie toczą się jakby trochę obok siebie, ale późniejsze wspólne sceny są doskonałym pokazem sztuki aktorskiej.


Tandem Streep-Hanks to nie jedyne, jasne punkty produkcji. Zdecydowane brawa należą się Bob'owi Odenkirk'owi (znanemu z serialu "Breaking Bad" oraz ze świetnego jego spin-offu "Better Call Saul" gdzie za rolę tytułowego Saul'a jest co roku nominowany do Złotego Globu) w roli dziennikarza Ben'a Bagdikian'a. Genialnie obserwuje się jego zaangażowanie i walkę o publikacje dokumentów. Na uwagę zasługują również Tracy Letts jako Fitz BeebeBradley Whitford w roli oponenta Kay w zarządzie gazety, Arthur'a Parsons'a oraz Bruce'a Greenwood'a kojarzącego mi się zawsze z rolami polityków.

Filmów Spielberg'a nie byłoby oczywiście nie tylko bez Tom'a Hanks'a, ale również bez Janusza Kamińskiego. Jego zdjęcia doskonale ukazują i oddają realia lat 70, nawet kolorystyka przypomina amerykańskie filmy czy seriale z tamtego czasu. Dodatkowym atutem filmu jest też montaż, który zwłaszcza w scenie druku jednego wydania gazety nadaje fajne tempo i w ciekawy sposób pokazuje jak powstawał papierowy wydruk. Jest to szczególnie ciekawe w dzisiejszych czasach gdy papierowe wydania dzienników odchodzą do lamusa i młodsze pokolenia mogły nigdy nie mieć gazety w rękach ;).


Steven'a Spielberg'a można by nazwać naczelnym reżyserem Ameryki. W swoich "historycznych" filmach porusza tematy istotne  dla Amerykanów (nie tylko oczywiście) i czasem jest niemal swego rodzaju nauczycielem. Tym razem poruszył kwestie wolności słowa, która dla mieszkańców USA jest podstawą zapisaną w konstytucji. Można się czepiać, że momentami, zwłaszcza pod koniec filmu, jest trochę za dużo tego charakterystycznego, amerykańskiego patosu, jednak mi osobiście nie przeszkodziło to w odbiorze obrazu. Czwarta władza nie jest może filmem wybitnym, ale na pewno sprawnie napisanym i dobrze nakręconym. Ja bardzo lubię filmy Spielberg'a oraz kino z polityką w tle, więc może brak mi trochę obiektywizmu natomiast zdecydowanie nowa produkcja słynnego reżysera jest warta uwagi.




Tytuł: Czwarta władza
 (The Post)

Reżyseria: Steven Spielberg

Scenariusz: Liz Hannah, Josh Singer

Zdjęcia: Janusz Kamiński

Muzyka: John Williams

Obsada: Meryl Streep, Tom Hanks, Bob Odenkirk, Bradley Whitford, Tracy Letts, Bruce Greenwood

Premiera: 16.02.2018 (Polska)




Źródło zdjęć: imdb.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 O FILMACH, BO LUBIĘ... , Blogger